środa, 10 czerwca 2020

Codzienny couching samego siebie - czasem nie ma szans.

Szkoda, ze nikt nie napisze książki o tym kiedy Twoja praca jest lekceważona, nieważna, niszczona, i jeszcze wymagają żeby to kontynuować. Nie chodzi o pochwały, ale choćby nie niszczenie tego, nie umniejszanie tego przez najbliższych. Czasem są to przyziemne sprawy, np. ugotowanie obiadu przez 3 godziny, a powiedzą, ze zjedzą pizze, bo nie maja ochoty na gołąbki. Kiedy orzesz w ogrodzie, sadzisz i plewisz, a w nocy opiernicza ci wszystkie kwiaty, krzaki i owoce sarny, a potem masz pielić chwasty, na której nic nie rośnie. Wszyscy maja ubaw, a mnie jest po prostu przykro, ze napracowałam się przez parę tygodni i wszyscy maja to w 4 literach. Nawet jeśli pracujesz po za domem to jest to nie ważne, nie istotne. Jesteś tylko leniem. A ciągle coś robisz, tworzysz. Nie potrafisz siedzieć bezczynnie.

I tylko masz co raz grubsza skore, gubiąc się we własnym postrzeganiu siebie.
Podcinanie skrzydeł i nakaz lotu nie pomaga.

Te jaśniejsze różowe piwonie to jedyne co udało mi się uratować.
Pozostałe kupiłam na pocieszenie samej siebie.
Moje ukochane, na które czekałam 5 lat.



Posadzilam aksamitki w srod truskawek zeby robale odstraszac.
Truskawki zeżarte z robakami i aksamitki.

Nie ma róż, pomidorów, krzaka winogron.

Jaka ja małostkowa jestem, co?....

wtorek, 9 czerwca 2020

Peszek czy pech?


Młodzian lat 20 wyjeżdża do pracy w Niemczech. Produkcja okien.
Zarobki nędzne, traktowanie tez, i ogólny bałagan w firmie.
Chłopak wyjechał z dwoma kolegami i firma pośrednicząca załatwiła pokój w hotelu pracowniczym prowadzonym przez Rumunów. Na 70 osób byli tylko oni w śród tej nacji.

Do pracy 1 km.

Padła skrzynia biegów, wydatek ogromny.
Po 4 miesiącach pracy młodzian postanowił pojechać do rodziny 250 km na dłuższy weekend. Kiedy wrócił okazało się, ze rumuński zarządca hotelem postanowił wyrzucić chłopaków, bo prowokował ciągle do awantur o byle co , stwierdzając, ze on chce tylko Rumunów.
Chłopaki raczej spokojne, nie pijące, nie palące, tylko tyle, ze było się o coś przyczepić, np. o auto jego zdaniem złe zaparkowane.
I tak ostatniego dnia musieli się wynosić na bruk.
Firma pośrednicząca znalazła mieszkanie zastępcze... 30 km od miejsca pracy. A zarobki marne, najniższa krajowa.
Dwóch kolegów młodziana zrezygnowało i zjechali do Polski, a ten chciał zostać w Niemczech i dotrwać do końca umowy, czyli jeden tydzień. Z resztą firma pośrednicząca bardzo prosiła żeby nie odchodzi, bo będzie miała kłopoty jeśli jeszcze eon odejdzie. Obiecali dopłacić do paliwa.

Na czwarty dzień młodemu zniknął samochód z przed kwatery.
Panika.
Zero języka, kasa się kończy, jest sam, nie ma pojęcia gdzie jest samochód, a do pracy trzeba jechać, bo nie zapłacą za te dni, za urlop i za paliwo, które tez poszło na przeprowadzki i dojazdy.

Wszystkie dokumenty zostawił w aucie, bo wracając z nocnej zmiany po prostu je zapomniał.

W ruch poszły telefony pani z agencji zatrudniającej (90 km od niego) i rodziny (250 km).
Na policji powiedzieli, ze u nich auta nie ma. Zaczęły się poszukiwania po firmach odholowujących, które albo miały nieczynne telefony, albo przerzuca temat, ze to nie ich teren. Rozstrzał podawanych lokalizacji to 120 km kwadratowych.

W końcu zadzwoniło się ponownie do policji i za trzecim połączeniem doszli, ze auto stoi 4 km od miejsca holowania w firmie, która się tym zajmuje dla miasta. 
Dwie godziny dzwonienia do zamknięcia - nikt nie odbiera.
Następnego dnia chłopak wybrał się z buta na ten parking i deki Bogu auto stało.
Za pomocą telefonu ustalono, ze on musi iść do urzędu miasta po druk i żeby zapłacić.
Chłopak wyruszył następne 4 km do urzędu miasta, a tam przed drzwiami kolejka zamaskowanych ludzi, bo wpuszczają tylko na ustalone wcześniej terminy.
Człowiek z parkingu dal wcześniej jakiś numer telefonu do faceta, do którego młody powinien się zgłosić.
Zadzwoniono i zapytano jak i gdzie zapłacić, no i ewentualny termin, bo bez tego w czasie zarazy ani rusz.. Okazało się, ze na parkingu.
Chłopak wyruszył z powrotem.
Na telefonie znów nadawał, ze on nie możne wydać auta bo nie ma druków. 
KTÓRE KUŹWA ON POWINIEN MIEĆ! 
Wynikało z tego, ze młody miał mu je donieść!
Jak się osobnik tłumaczący wkurzył i opluł słuchawkę, to facet zmiękł i w końcu zgodził się. Sprawdził czy auto nie kradzione, skasował 248 Euro i oddal brykę.

W drodze na kwaterę okazało se, ze auto na rezerwie, a w kieszeni 20 Euro. Pieniądze przyjdą, ale ... na polskie konto. Teraz kombinacje alpejskie jak dostarczyć kasę.

Do kwatery dojechał o 13, ale za moment pośrednik z prośba, żeby jechał do pracy. Pojechał na 14-ta.
Przepracował 6 godzin i.... robota stop. Nie ma więcej roboty do zrobienia. Produkcja stanęła, a za to nie ma płacone jako pracownik z agencji.

Teraz musi jakoś odebrać pieniądze z miejscowości położonej o 60 km od kwatery. Chyba na popychlu, bo kasy ani paliwa nie przybyło.

Wniosek jest jaki?
Słuchaj matki, babki, wujków, jak Ci mówią: będziesz zdany sam na siebie, wiec uważaj gdzie parkujesz, jak jedziesz i na swoje rzeczy w ogóle.

I każdy głupek około dwudziestki powinien to przeczytać.
Wszyscy byliśmy takimi głupkami, ale jeden rzucał się głowa w dol, a drugi przygotowywał się do tego nieco dłużej.

Jedyna nauka z tego, ze: co Cie nie zabije to Cie wzmocni.

niedziela, 7 czerwca 2020

Kawał dechy i radocha.

Stół się chybie, ale co tam. Robiony z odpadków, niezbyt odpowiednimi narzędziami no i pod wpływem weny, a to oznacza, ze ekspresowo.




Mój się ze mnie nabija, ze z IKEA dzwonili do mnie, bo szukają dyrektora, a taki nie musi umieć skręcać prosto.  Ha               ha                ha.

Powiedziałam mu, ze to jego prezent urodzinowy w załączeniu termosu z kawą, więc niech nie podskakuje. To on, ze  reflektuje tylko na kawę, ktora sobie sam potrzyma, bo sie stolik chybie.
Kuzna, ale tylko trochę!


sobota, 6 czerwca 2020

Na rodzinę zawsze można liczyć.

Naszło mnie i postanowiłam zrobić sobie stolik do ogrodu. Taki podręczny, żeby było gdzie radio postawić i takie tam..

Nagrzebam się w starych deskach, powyciągałam palety, ale z tych ostatnich było tyle pożytku, że służyły jako podpórka do cięcia. Nie dały się zdemontować.


Wracam z młoda z miasta i mowie do niej podekscytowana:
- Paczaj jakie fajne deski zrobiłam!

Młoda zatrzymuje się nad dechami.



- O, paletę zrobiłaś. No, fajna.

Boże! Widzisz i nie grzmisz!

Nacięłam  wyrzynarką, naszlifowałam, no i co najważniejsze: opaliłam każdą sztukę by było.... czadowo, a ta mi nie zauważyła mojego prawie dzieła.



Z cztery godziny mi to zajęło, a jeszcze przede mną malowanie i skręcanie.

Na rodzinę zawsze można liczyć. Jeśli się pozna.

piątek, 5 czerwca 2020

Wyrolowana.

Zycie potrafi upokorzyć. Szczególnie tych, którzy  chcą się odchudzać i odchudzają.... przez kilka lat.

Nabywasz droga kupna gacie wyszczuplające, a one co?
Rolują się...

No trudno.

Na poprawę nastroju kupie sobie szampon na łupież (chociaż łupieżu nigdy nie miałam i nie mam) i będę się szczerzyc jak Lewandowscy.
A co tam! Kupie sobie jeszcze pastę wybielającą kły! Cztwartą.
Jak się uszczęśliwiać to na całego.

wtorek, 2 czerwca 2020

Debile komentujący wydarzenia na portalach.

Wypadek. Dwie bardzo poszkodowane rowerzystki, na które najechała autem pięćdziesięciosiedmioletnia kobieta.

Trzeźwa.

Nie wiadomo dlaczego zjechała na przeciwległy pas.

No, ale ludzie wiedza już lepiej:

- Na pewno wysyłała SMS-y, jak to baba.
- Stara, a w tym wieku powinien być już obowiązek sprawdzania psychotestami.
- Powinna być oskarżona o probe morderstwa, bo prze komórkę pewnie gadała!
- Babom nie powinno dawać się prawa jazdy! Do garów!
- Pewnie radna z partii (wybierz sobie dowolnie z całego spisu obecnych).
- Poprawiała fryzurę w lusterku. Na pewno!
- Rowerzystów nikt nie szanuje!
- Niektórym wydaje się, ze wszędzie maja pierwszeństwo! (Kuzna, kobita zjechała na lewa stronę, wiec jak ktoś wpadł na to, ze ona tak bezczelna jest, ze wymusiła pierwszeństwo po lewej???)
- A! Przecież marka auta tez jest ważna!

Do czego tu się przypieprzyć?....

I tak bez końca.

Czy ludzie na prawdę zidiocieli? Nie opierają swoich wywodów na podstawie artykułów, ale tego co wyżej inny idiota napisał. Nie czytają ze zrozumieniem, tylko ich fantazja nieujarzmiona jest w stanie doprowadzić do ukamienowania kogoś o kim nic nie wiedza.

A kobita mogla dostać wylewu, którego dostają już trzydziestolatkowie. Może cukrzyca, epilepsja, o której nie wiedziała, a która nie zawsze objawia się drgawkami, tylko kilkusekundowymi wyłączaniem świadomości. Można ja mieć od dziecka i nie wiedzieć. A może auto zawiodło. Takie po przeglądzie, jeszcze pięciu lat nie miało.

MOZE coś było na co nie miała wpływu!

Nie wiemy, bo nic nie napisali, ale nikt nam nie da prawa wywalać szambo na tę kobietę puki nie ma wyroku. I tak nie mamy prawa nawet jeśli jest wyrok. kara jest jedna. Jeśli większość uważa, ze nieadekwatna to zmienić prawo, a nie kamieniować kogoś wg własnego "widzi mi się".

Nie jestem za cenzurą, ale fajnie by było gdyby od czasu do czasu ktoś musiał personalnie wyjaśnić swój tok rozumowania odnośnie przeczytanego artykułu.
To ludzie przyjęliby do wiadomości, ze jeśli coś piszesz o czymś to musisz zrozumieć to coś.

Ja przyznaje, ze nie rozumiem tego zjawiska pisania o czymś o czym nie wiemy.






czwartek, 28 maja 2020

Kota można dostać, a czasem i sam przychodzi.

Nasz przyszedł trzy lata temu, zaadoptował i pozwala się karmić i miziać.
Niby bardzo grzeczny egzemplarz kocura, bo nie drapie, nie syczy, na wszystko się zgadza, włącznie z kąpielą, ale swoje za uszami ma.

Wczoraj wieczorem przyszedł do domu i głośnym milczeniem oświadczył, że mysz upolował, wiec podano do stołu! 

Mysz wylądowała hen daleko w paprociach, kot dostał w zamian kocie ciastka i...
Za pół godziny kot przytargał tą samą mysz, oczywiście drąc się w niebogłosy.
I znów mysz w krzaki i ciasteczko.

Wiedz, że jak masz kota to masz też syndrom sztokholmski.


P.S.
Dzisiaj następna mysz została nietoperzem i wylądowała w paprociach.
Kot z lasu, więc niestety nie ma opcji by go w domu trzymać.


środa, 27 maja 2020

Fryzjerzy i wirus.

Ostatnio mieliśmy w domu napiętą atmosferę. Powód był prosty: tzw. Mój od dwóch miesięcy nie widział fryzjera, a sprawy skomplikowały się tak, że nie dość nakazów i zakazów w związku z pandemia, to jeszcze jego fryzjer.... zszedł z tego padołu. No niestety leciwy już  był.

Wszyscy straszyli nas, że terminy są ustalane na koniec czerwca (mamy obecnie koniec maja), więc zgrzytanie zębami było, bo tu w międzyczasie "do ludzi trzeba wyjść!".

Pacnęliśmy palcem po mapie najbliższego miasta i pierwsza próba.
Kuzna! I udało się! Wizyta była tego samego dnia!

Z tym, że.... ten tego.... teraz wiemy dlaczego termin był tak bliski.... zamiast prostego, męskiego ciecia są na głowie ząbki, doliny i miejsca, które powinny być zakryte przed okiem ludzkim.
Ja udaje, że nie widzę, on żyje w niewiedzy, córka chichra się tylko u siebie.
Po co psuć atmosferę jak ludzie i tak poczekają do następnego tygodnia? Do tego czasu odrośnie, ugniecie się, może wyrówna.

Jednak tzw. Mój coś tam czul w kościach. Zrobił termin dla córki.
Trudno. Idziemy. Ona ma włosy do pasa, a chce tylko parę cm skrócić, wiec chyba wielkich szkód nie poczynią.

- Mamo, może zrób gdzie indziej termin....
- Chyba u dentysty.
- Błeee!


P.S.

Młoda zadowolona choć ta sama fryzjerka obcinała. Ktos tu miał dobry dzień. ;)

wtorek, 26 maja 2020

Co to jest hejt?

Co to jest hejt?
Wydalanie drugim kocem ciała, który normalnym ludziom służy do konsumpcji i werbalizacji.
Fuj, bee, obrzydliwość.
Jeśli ktoś się sfajczy to co się robi? Omija szerokim lukiem, żeby smrodu nie poczuć od takiego osobnika.
Jak mówi przysłowie: "Nie mów tak brzydko, bo robisz z buzi korytko".
Hejtowanie z całą pewnością nie jest krytyką. Niestety niektórzy wszystko biorą za hejtowanie kiedy krytyka nie leży po ich myśli, a przecież jeśli ona jest konstruktywna to coś poprawi, albo umocni w działaniach odbiorcy. Jesteś przewrażliwiony jak niepełna podstawówka około czterdziestki próbuje się załatwić na wszystkich oczach to znaczy, ze..... brakuje Ci empatii.
Człek chlapie się we własnych odchodach i chlapie na około.To krzyk rozpaczy.



poniedziałek, 25 maja 2020

Memy motywujące ?...

Legendy głoszą, że co dzień powinniśmy zrobić coś dla siebie. Tylko czy pożarcie pizzy siedząc obok orbitreka i ławeczki do brzuszków jest tym czymś? Co prawda zjadłam tylko JEDNEGO cukierka, wypiłam dwie zielone herbaty, no i umyłam wszystkie trzy zęby, ale czuje, że chyba za mało się rozpieszczam. A może to nie chodzi o rozpieszczanie?....

Obłuda jakaś! "Zrób dla siebie" to dogadzanie sobie, a nie zmęczenie, zadyszka, kładzenie błota na twarz, żeby to później zdrapywać, albo łażenie po sklepach kiedy i tak wszystko za ciasne, za długie, za modne, za bronione w pewnym wieku...
Wniosek wychodzi jeden: można się za pitolić w depresji, kiedy puste pitolenie doradzającego wchodzi w konflikt z naszymi możliwościami i gustami estetycznymi.

I wsadzą od rana mem z piękną, rozmarzoną nastolatką, na pierdzielonej wyspie marzeń z pierdzieloną palmą, z widokiem na zachód słońca i spowitą mgłą (kurna.... tam są mgły?), a w dali po niebie Pegaz popierdala.
To wszystko po to, żeby Ciebie zmotywować do odpuszczenia sobie przykrości, ze jesteś warta miłości ksieciunia, ze dobro wraca, za zakrętem siedzi wróżka i kreci watę cukrowa dla Twojego lukrowanego memami życia. A pułapka jest: cukier włazi w biodra.....

Kurna! Ja ma pięć dych i dalej dylematy jak żyć, a wy o jednorożcach napitalacie?!
Ze miałam czas nauczyć się? A g... kupa prawda! Pięć dych mam teraz, a nie przez ostatnie pięćdziesiąt lat. Sytuacja zmienia się z minuty na minute! A skąd ja mam wiedzieć jak żyć, jak nagle w lotka wygram??? Albo jak wybrnąć z sytuacji, kiedy zakalec wyjdzie pól godziny przed przyjściem gości???? Kuźwa... jacy goście... Sorrki, rozpędziłam się.

Czy kogoś te obrazki wzruszają? Pobudzają?
Jedyny mem jaki mnie ucieszył to ten, w którym jest:
„Może się wydawać innym, ze upadłeś, a ty schyliłeś się tylko by sznurówkę zawiązać.”

I tego się trzymam! Sznurówki a nie mema z dupy wziętego, który mi spamuje!

Trochę żółci z rana.




Wstałam skoro świt o 12, ale to tylko dlatego, ze napierdzielałam się słowotwórczo z jakaś miągwą na Fecebooku. Dziunia wpierniczyła się w dyskusje w śród fachowców i dopiero później zorientowałam się, że ona występuje jako podmiot i to wielce urażony, i że ktoś miedzy innymi o jej sytuacji gada. Nie personalnie oczywiście.
Wylała na mnie ściek za branżowy żart, który nie pojęła, bo NIE BYŁA TA OSOBA ZA KTÓRĄ SIĘ PODAWAŁA! Wszystko na zasadzie: bo znam kogoś kto się zna. Żeby było śmieszniej to byłam po jej stronie, mówiłam o technikach, ale ślepa furia waliła jak popadnie.
No głupi łeb. W związku z powyższym poprosiłam administratorkę aby mnie zbanowała (fakt, ze ostrzegała nas obie, ze emocje idą nie w ta stronę), bo po prostu dałam się wpuścić w gatkę z dyletantka w temacie. To tak jakby pacjent dyskutował z chirurgami jak maja go operować. Byłam grzeczna, żartowałam delikatnie, a kobita wyzwala mnie od prostaczek.

Wyrzucili nas obie na 24 h.:D

Ot, przygoda jak co dzień. Mnie bany już ani grzeją ani ziębią.

No to po tym jadzie idę umyć kły, żeby następnemu nie zawirusować. ;)


niedziela, 24 maja 2020

Solidarność.

Pokój mojej młodej. Patrze w lustro na szafie i mowie:
- Ale masz brzydka matkę.
Młoda pokazując wymownie na siebie:
- A ty myślisz, ze to skąd się wzięło?
Ja:
- Ale przynajmniej młodsza jesteś.
Ona obejmując mnie:
- Nie przejmuj się. Jesteśmy z Tobą.


piątek, 22 maja 2020

Czarny kot... Buuu!

Są tacy.... nazwijmy ich "ludzie", którzy uważają, ze czarne koty przynoszą pecha. Będą pluć przez lewe ramie, zaklinać, odprawiać rytuał poszukiwania zakonnicy w okularach, księdza na rowerze , kominiarza, który wchodzi na dach, i takie tam.

A stare przysłowie przeca mówi: "Jeśli czarny kot przetnie Ci drogę to znaczy, ze .... gdzieś idzie!"

Z tymi czarnymi kotami to jest ciekawa sprawa, bo nie tyle one są sprawcami zamieszania, co same osobniki bacznie je obserwujące, a  problemy same się tworzą. Prawo przyciągania. ;)
Kiedyś takiego czarnego kota miałam i jakoś szlag mnie nie trafił.

Jednak dzisiaj usłyszałam od mojej własnej rodzicielki o interesującym zdarzeniu, które miało miejsce, przed paroma godzinami.

Mama ma lat 73 i wyszła na spacer z psem. Tzn. podejrzewamy, że to pies, bo zachowania ma czysto kocie, ale o tym innym razem.
I idzie sobie z tym czymś pod swoim blokiem. Idzie. Idzie. Następnie idzie. Idzie....
To trwa, bo pies znaczy teren co metr (tak mu się zdaje, bo już nie ma czym), tak więc trzeba przystanąć i być czujnym, żeby mu niechcący łba nie urwać .
Wtem wzrok mamy padł na czarne kocisko siedzące  pod blokiem, które z zamkniętymi oczyma (przynajmniej z jednym) wygrzewało się na słońcu.

I teraz ważna dygresja: mama od tygodnia ma nową komórkę, taką nowoczesną, piękną, czarną.... No dotykową. I ona dopiero ćwiczy jak odebrać rozmowę, jak wybrać numer, włączyć i  wyłączyć.Najlepiej jej wychodzi robienie zdjęć krzaków i innych chaszczy z jej działki, która jest jej pasją, stąd szybkie załapanie tematu, pt. aparat.

Postanowiła zrobić zdjęcie kocisku. Nim była gotowa to kot wyczaił psa i stanął na czterech łapach, ale zdjęcie pstryknęła tak czy siak. I wtedy mama zauważyła, ze nieopodal kota leży coś. Telefon komórkowy.



Czarny na czterech łapach spierniczył, a mama rozglądając się za szukającym podniosła zgubę. Nikogo nie mijała, nikt się nie zbliżał z naprzeciwka, wiec zabrała go do domu.
Wcale nie w celu zgarnięcia go na zawsze! W naszym domu nigdy by przez myśl nie przeszło, żeby nie szukać właściciela. Niestety od jakiegoś roku z przed nosa przeniesiono posterunek policji na drugi koniec miasta, wiec musiałaby poczekać, a  któreś z jej dzieciaków będzie do dyspozycji wraz z samochodem. Ja za daleko, wiec nie wchodziłam w grę.

Moja mama mieszka na parterze, więc szybko dotarła do mieszkania. Ledwie rozebrała psa z uprzęży, a znaleziona komórka zaczęła dzwonić. Posiadaczka od paru dni nowoczesnego ustrojstwa nie bardzo sobie radziła z własnym, a co dopiero z obcym. Za Chiny Ludowe nie miała pojęcia jak to odebrać, a miała nadzieje, ze to właściciel. Wtedy coś jej podpowiedziało, żeby zerknęła za okno w pokoju. Pod blokiem chodził facet w te i na zad, z telefonem przy uchu i lustrował usilnie okna. Po prostu słyszał swój telefon, ale nie wiedział skąd.
Mama otworzyła okno i pokazała mu znalezisko. Odetchnął z ulgą. To był jej sąsiad z bloku.

I teraz czy czarny kot przynosi pecha?
Mamie, bo znalazła, ale oddała? ;) Czy facetowi, który miał stresy? :)
Ja myślę, że po prostu pilnował zguby, żeby trafiła w odpowiednie ręce.


czwartek, 21 maja 2020

Z życia wzięte.

Z dwa miesiące temu byłam z mężem w mieście, czyli miejscu sporo oddalonym od naszych krzaków i chaszczy. Wstąpiliśmy na śniadanie do jednej.... śniadaniówki.
I mojemu jak to po kawie zachciało się na "jedynkę". Idzie do toalety, a tam wejście za 50 centów automacie. Taka sztuczka. Od własnych klientów kasy chcieli, a przed tygodniem tego nie było.
No i zaczęło się poszukiwanie po kieszeniach drobnych. Ni cholery. Automat nie wydawał reszty, a na banknoty nie było wlotu. Wtem podeszła do drzwi jakaś kobieta, zapłaciła, otworzyła drzwi i zaprosiła męża do wejścia na tereny toaletne.
Miły gest a cieszył.
Po kilkunastu minutach mnie się zachciało i nie było wyjścia, trzeba było rozmieniać kasę. Kiedy ja wychodziłam z kibelka to wpuściłam dwie kolejne starsze kobity.



Po całej akcji poszliśmy jeszcze na drobne zakupy i na parking. Lece do parkometru z dwoma Euro, a tam maszyna pokazuje dwa pięćdziesiąt. Znowu zamieszanie, bo z tylu ludzie czekają, a ja musiałabym się bujać z banknotami. Pomyślałam sobie naiwnie: może w reszty ktoś zapomniał.
Patrze, a tam czeka na mnie pięćdziesiąt centów.



To tak a propos, ze dobro wraca, a nawet wpada w jakiś obieg. ;)


środa, 20 maja 2020

Co roku ten sam... nie bede sie wyrazac.

Ludzie miastowi maja problemy i stres? A ludzie lasu to już nie?!

Zrobiłam zryw i postanowiłam z rabaty powymiatać majowe śmieci z kwiatostanów z drzew ( coś jak rozsypana bułka tarta) i ohakać z chwastów. I tak zapitalam, zginam w dawno nieużywanych częściach ciała, aż tu zauważyłam, ze:
obżarte są wszystkie krzaki róż z liści i pączków, wszystkie misternie zasadzone truskawki, no i jeden z dwóch pomidorów.
I tak jest co roku. Ja sadze, podlewam, dbam, a przyjdzie sobie jakaś... kurwa z lasu!
(nie mam zamiaru stosować się do interpunkcji w tym nastroju), z łąk i pastwisk, i opierdoli wszystko jak leci! Kurwicy dostaje!
I mojemu staremu nie ma co tłumaczyć, że nie ma sensu sadzić kwiatów i cokolwiek, walczyć z chwastami, bo jego tylko trawnik interesuje i ma w dupie moją pracę. Śmieje się z mojej udręki!

Kurwa, gdzie są te dziki co orzą trawniki jak je potrzeba?!

Chce mi się wyć.
Jak co roku.

Pierdole. Będę przeklinać, bo inaczej pęknę.
A miałam iść do Raju.
Pierdolić Raj!
Trzeba hakać i podlewać. A saren tam pewnie od cholery....

Już wole do Amazona.