czwartek, 28 maja 2020

Kota można dostać, a czasem i sam przychodzi.

Nasz przyszedł trzy lata temu, zaadoptował i pozwala się karmić i miziać.
Niby bardzo grzeczny egzemplarz kocura, bo nie drapie, nie syczy, na wszystko się zgadza, włącznie z kąpielą, ale swoje za uszami ma.

Wczoraj wieczorem przyszedł do domu i głośnym milczeniem oświadczył, że mysz upolował, wiec podano do stołu! 

Mysz wylądowała hen daleko w paprociach, kot dostał w zamian kocie ciastka i...
Za pół godziny kot przytargał tą samą mysz, oczywiście drąc się w niebogłosy.
I znów mysz w krzaki i ciasteczko.

Wiedz, że jak masz kota to masz też syndrom sztokholmski.


P.S.
Dzisiaj następna mysz została nietoperzem i wylądowała w paprociach.
Kot z lasu, więc niestety nie ma opcji by go w domu trzymać.


środa, 27 maja 2020

Fryzjerzy i wirus.

Ostatnio mieliśmy w domu napiętą atmosferę. Powód był prosty: tzw. Mój od dwóch miesięcy nie widział fryzjera, a sprawy skomplikowały się tak, że nie dość nakazów i zakazów w związku z pandemia, to jeszcze jego fryzjer.... zszedł z tego padołu. No niestety leciwy już  był.

Wszyscy straszyli nas, że terminy są ustalane na koniec czerwca (mamy obecnie koniec maja), więc zgrzytanie zębami było, bo tu w międzyczasie "do ludzi trzeba wyjść!".

Pacnęliśmy palcem po mapie najbliższego miasta i pierwsza próba.
Kuzna! I udało się! Wizyta była tego samego dnia!

Z tym, że.... ten tego.... teraz wiemy dlaczego termin był tak bliski.... zamiast prostego, męskiego ciecia są na głowie ząbki, doliny i miejsca, które powinny być zakryte przed okiem ludzkim.
Ja udaje, że nie widzę, on żyje w niewiedzy, córka chichra się tylko u siebie.
Po co psuć atmosferę jak ludzie i tak poczekają do następnego tygodnia? Do tego czasu odrośnie, ugniecie się, może wyrówna.

Jednak tzw. Mój coś tam czul w kościach. Zrobił termin dla córki.
Trudno. Idziemy. Ona ma włosy do pasa, a chce tylko parę cm skrócić, wiec chyba wielkich szkód nie poczynią.

- Mamo, może zrób gdzie indziej termin....
- Chyba u dentysty.
- Błeee!


P.S.

Młoda zadowolona choć ta sama fryzjerka obcinała. Ktos tu miał dobry dzień. ;)

wtorek, 26 maja 2020

Co to jest hejt?

Co to jest hejt?
Wydalanie drugim kocem ciała, który normalnym ludziom służy do konsumpcji i werbalizacji.
Fuj, bee, obrzydliwość.
Jeśli ktoś się sfajczy to co się robi? Omija szerokim lukiem, żeby smrodu nie poczuć od takiego osobnika.
Jak mówi przysłowie: "Nie mów tak brzydko, bo robisz z buzi korytko".
Hejtowanie z całą pewnością nie jest krytyką. Niestety niektórzy wszystko biorą za hejtowanie kiedy krytyka nie leży po ich myśli, a przecież jeśli ona jest konstruktywna to coś poprawi, albo umocni w działaniach odbiorcy. Jesteś przewrażliwiony jak niepełna podstawówka około czterdziestki próbuje się załatwić na wszystkich oczach to znaczy, ze..... brakuje Ci empatii.
Człek chlapie się we własnych odchodach i chlapie na około.To krzyk rozpaczy.



poniedziałek, 25 maja 2020

Memy motywujące ?...

Legendy głoszą, że co dzień powinniśmy zrobić coś dla siebie. Tylko czy pożarcie pizzy siedząc obok orbitreka i ławeczki do brzuszków jest tym czymś? Co prawda zjadłam tylko JEDNEGO cukierka, wypiłam dwie zielone herbaty, no i umyłam wszystkie trzy zęby, ale czuje, że chyba za mało się rozpieszczam. A może to nie chodzi o rozpieszczanie?....

Obłuda jakaś! "Zrób dla siebie" to dogadzanie sobie, a nie zmęczenie, zadyszka, kładzenie błota na twarz, żeby to później zdrapywać, albo łażenie po sklepach kiedy i tak wszystko za ciasne, za długie, za modne, za bronione w pewnym wieku...
Wniosek wychodzi jeden: można się za pitolić w depresji, kiedy puste pitolenie doradzającego wchodzi w konflikt z naszymi możliwościami i gustami estetycznymi.

I wsadzą od rana mem z piękną, rozmarzoną nastolatką, na pierdzielonej wyspie marzeń z pierdzieloną palmą, z widokiem na zachód słońca i spowitą mgłą (kurna.... tam są mgły?), a w dali po niebie Pegaz popierdala.
To wszystko po to, żeby Ciebie zmotywować do odpuszczenia sobie przykrości, ze jesteś warta miłości ksieciunia, ze dobro wraca, za zakrętem siedzi wróżka i kreci watę cukrowa dla Twojego lukrowanego memami życia. A pułapka jest: cukier włazi w biodra.....

Kurna! Ja ma pięć dych i dalej dylematy jak żyć, a wy o jednorożcach napitalacie?!
Ze miałam czas nauczyć się? A g... kupa prawda! Pięć dych mam teraz, a nie przez ostatnie pięćdziesiąt lat. Sytuacja zmienia się z minuty na minute! A skąd ja mam wiedzieć jak żyć, jak nagle w lotka wygram??? Albo jak wybrnąć z sytuacji, kiedy zakalec wyjdzie pól godziny przed przyjściem gości???? Kuźwa... jacy goście... Sorrki, rozpędziłam się.

Czy kogoś te obrazki wzruszają? Pobudzają?
Jedyny mem jaki mnie ucieszył to ten, w którym jest:
„Może się wydawać innym, ze upadłeś, a ty schyliłeś się tylko by sznurówkę zawiązać.”

I tego się trzymam! Sznurówki a nie mema z dupy wziętego, który mi spamuje!

Trochę żółci z rana.




Wstałam skoro świt o 12, ale to tylko dlatego, ze napierdzielałam się słowotwórczo z jakaś miągwą na Fecebooku. Dziunia wpierniczyła się w dyskusje w śród fachowców i dopiero później zorientowałam się, że ona występuje jako podmiot i to wielce urażony, i że ktoś miedzy innymi o jej sytuacji gada. Nie personalnie oczywiście.
Wylała na mnie ściek za branżowy żart, który nie pojęła, bo NIE BYŁA TA OSOBA ZA KTÓRĄ SIĘ PODAWAŁA! Wszystko na zasadzie: bo znam kogoś kto się zna. Żeby było śmieszniej to byłam po jej stronie, mówiłam o technikach, ale ślepa furia waliła jak popadnie.
No głupi łeb. W związku z powyższym poprosiłam administratorkę aby mnie zbanowała (fakt, ze ostrzegała nas obie, ze emocje idą nie w ta stronę), bo po prostu dałam się wpuścić w gatkę z dyletantka w temacie. To tak jakby pacjent dyskutował z chirurgami jak maja go operować. Byłam grzeczna, żartowałam delikatnie, a kobita wyzwala mnie od prostaczek.

Wyrzucili nas obie na 24 h.:D

Ot, przygoda jak co dzień. Mnie bany już ani grzeją ani ziębią.

No to po tym jadzie idę umyć kły, żeby następnemu nie zawirusować. ;)


niedziela, 24 maja 2020

Solidarność.

Pokój mojej młodej. Patrze w lustro na szafie i mowie:
- Ale masz brzydka matkę.
Młoda pokazując wymownie na siebie:
- A ty myślisz, ze to skąd się wzięło?
Ja:
- Ale przynajmniej młodsza jesteś.
Ona obejmując mnie:
- Nie przejmuj się. Jesteśmy z Tobą.


piątek, 22 maja 2020

Czarny kot... Buuu!

Są tacy.... nazwijmy ich "ludzie", którzy uważają, ze czarne koty przynoszą pecha. Będą pluć przez lewe ramie, zaklinać, odprawiać rytuał poszukiwania zakonnicy w okularach, księdza na rowerze , kominiarza, który wchodzi na dach, i takie tam.

A stare przysłowie przeca mówi: "Jeśli czarny kot przetnie Ci drogę to znaczy, ze .... gdzieś idzie!"

Z tymi czarnymi kotami to jest ciekawa sprawa, bo nie tyle one są sprawcami zamieszania, co same osobniki bacznie je obserwujące, a  problemy same się tworzą. Prawo przyciągania. ;)
Kiedyś takiego czarnego kota miałam i jakoś szlag mnie nie trafił.

Jednak dzisiaj usłyszałam od mojej własnej rodzicielki o interesującym zdarzeniu, które miało miejsce, przed paroma godzinami.

Mama ma lat 73 i wyszła na spacer z psem. Tzn. podejrzewamy, że to pies, bo zachowania ma czysto kocie, ale o tym innym razem.
I idzie sobie z tym czymś pod swoim blokiem. Idzie. Idzie. Następnie idzie. Idzie....
To trwa, bo pies znaczy teren co metr (tak mu się zdaje, bo już nie ma czym), tak więc trzeba przystanąć i być czujnym, żeby mu niechcący łba nie urwać .
Wtem wzrok mamy padł na czarne kocisko siedzące  pod blokiem, które z zamkniętymi oczyma (przynajmniej z jednym) wygrzewało się na słońcu.

I teraz ważna dygresja: mama od tygodnia ma nową komórkę, taką nowoczesną, piękną, czarną.... No dotykową. I ona dopiero ćwiczy jak odebrać rozmowę, jak wybrać numer, włączyć i  wyłączyć.Najlepiej jej wychodzi robienie zdjęć krzaków i innych chaszczy z jej działki, która jest jej pasją, stąd szybkie załapanie tematu, pt. aparat.

Postanowiła zrobić zdjęcie kocisku. Nim była gotowa to kot wyczaił psa i stanął na czterech łapach, ale zdjęcie pstryknęła tak czy siak. I wtedy mama zauważyła, ze nieopodal kota leży coś. Telefon komórkowy.



Czarny na czterech łapach spierniczył, a mama rozglądając się za szukającym podniosła zgubę. Nikogo nie mijała, nikt się nie zbliżał z naprzeciwka, wiec zabrała go do domu.
Wcale nie w celu zgarnięcia go na zawsze! W naszym domu nigdy by przez myśl nie przeszło, żeby nie szukać właściciela. Niestety od jakiegoś roku z przed nosa przeniesiono posterunek policji na drugi koniec miasta, wiec musiałaby poczekać, a  któreś z jej dzieciaków będzie do dyspozycji wraz z samochodem. Ja za daleko, wiec nie wchodziłam w grę.

Moja mama mieszka na parterze, więc szybko dotarła do mieszkania. Ledwie rozebrała psa z uprzęży, a znaleziona komórka zaczęła dzwonić. Posiadaczka od paru dni nowoczesnego ustrojstwa nie bardzo sobie radziła z własnym, a co dopiero z obcym. Za Chiny Ludowe nie miała pojęcia jak to odebrać, a miała nadzieje, ze to właściciel. Wtedy coś jej podpowiedziało, żeby zerknęła za okno w pokoju. Pod blokiem chodził facet w te i na zad, z telefonem przy uchu i lustrował usilnie okna. Po prostu słyszał swój telefon, ale nie wiedział skąd.
Mama otworzyła okno i pokazała mu znalezisko. Odetchnął z ulgą. To był jej sąsiad z bloku.

I teraz czy czarny kot przynosi pecha?
Mamie, bo znalazła, ale oddała? ;) Czy facetowi, który miał stresy? :)
Ja myślę, że po prostu pilnował zguby, żeby trafiła w odpowiednie ręce.


czwartek, 21 maja 2020

Z życia wzięte.

Z dwa miesiące temu byłam z mężem w mieście, czyli miejscu sporo oddalonym od naszych krzaków i chaszczy. Wstąpiliśmy na śniadanie do jednej.... śniadaniówki.
I mojemu jak to po kawie zachciało się na "jedynkę". Idzie do toalety, a tam wejście za 50 centów automacie. Taka sztuczka. Od własnych klientów kasy chcieli, a przed tygodniem tego nie było.
No i zaczęło się poszukiwanie po kieszeniach drobnych. Ni cholery. Automat nie wydawał reszty, a na banknoty nie było wlotu. Wtem podeszła do drzwi jakaś kobieta, zapłaciła, otworzyła drzwi i zaprosiła męża do wejścia na tereny toaletne.
Miły gest a cieszył.
Po kilkunastu minutach mnie się zachciało i nie było wyjścia, trzeba było rozmieniać kasę. Kiedy ja wychodziłam z kibelka to wpuściłam dwie kolejne starsze kobity.



Po całej akcji poszliśmy jeszcze na drobne zakupy i na parking. Lece do parkometru z dwoma Euro, a tam maszyna pokazuje dwa pięćdziesiąt. Znowu zamieszanie, bo z tylu ludzie czekają, a ja musiałabym się bujać z banknotami. Pomyślałam sobie naiwnie: może w reszty ktoś zapomniał.
Patrze, a tam czeka na mnie pięćdziesiąt centów.



To tak a propos, ze dobro wraca, a nawet wpada w jakiś obieg. ;)


środa, 20 maja 2020

Co roku ten sam... nie bede sie wyrazac.

Ludzie miastowi maja problemy i stres? A ludzie lasu to już nie?!

Zrobiłam zryw i postanowiłam z rabaty powymiatać majowe śmieci z kwiatostanów z drzew ( coś jak rozsypana bułka tarta) i ohakać z chwastów. I tak zapitalam, zginam w dawno nieużywanych częściach ciała, aż tu zauważyłam, ze:
obżarte są wszystkie krzaki róż z liści i pączków, wszystkie misternie zasadzone truskawki, no i jeden z dwóch pomidorów.
I tak jest co roku. Ja sadze, podlewam, dbam, a przyjdzie sobie jakaś... kurwa z lasu!
(nie mam zamiaru stosować się do interpunkcji w tym nastroju), z łąk i pastwisk, i opierdoli wszystko jak leci! Kurwicy dostaje!
I mojemu staremu nie ma co tłumaczyć, że nie ma sensu sadzić kwiatów i cokolwiek, walczyć z chwastami, bo jego tylko trawnik interesuje i ma w dupie moją pracę. Śmieje się z mojej udręki!

Kurwa, gdzie są te dziki co orzą trawniki jak je potrzeba?!

Chce mi się wyć.
Jak co roku.

Pierdole. Będę przeklinać, bo inaczej pęknę.
A miałam iść do Raju.
Pierdolić Raj!
Trzeba hakać i podlewać. A saren tam pewnie od cholery....

Już wole do Amazona.

niedziela, 10 maja 2020

Mrowisko.

Mrówki w kuchni, mrówki w moim pokoju, w dziecka sypialni, w kiblu, w korytarzu.... Opanowały z 250 metrów kwadratowych. Kuźna, ja już nie wiem czy to one się wprowadziły, czy też może ja u nich mieszkam. A zachodzi takie podejrzenie, bo normalnie chałupa w lesie nie rośnie, tylko ktoś ja bezczelnie wpitolił.  Winny jest przodek mojego męża. Ten, no... nie że jak u mamuta: trąba. Chodzi o pradziada oczywiście. Tego alibi się trzymam, wszystko zganiam na wydarzenia dziejowe, więc niech mrówki się gonią.

Niby mi jeszcze w gacie nie weszły, nie pogryzły, ale jak zapiernicza mi taka po klawiaturze, w trakcie pisania, to wkurza. Nie dość wytarte A,Y, S,K i L, to jeszcze od czasu do czasu jakaś inna się rusza. A nie piję. Czasem degustuję.

No oczywiście w tej sytuacji nachodzą refleksje. Takie tyciutkie jak mróweczka.
A może mogę poczuć się od czasu do czasu Telimeną?... Oczyma wyobraźni chałupę zamienię w Świątynię Dumania... I Tadeusz przybędzie poratować...

No może lepiej nie wywoływać wilka... yyyy... mrówki z lasu, bo Tadzia nie uwidzim, a tylko ślady po ugryzieniach pozostaną, a sado-maso z mrówkami nie wchodzi w grę.

Poniżej kadr z pierwszego filmu "Pan Tadeusz": W Świątyni Dumania.

czwartek, 7 maja 2020

Nikt mi nie będzie mówił kiedy mam kwitnąć!

Baba ma być piękną, zmysłową i młodą, czyli 3 w jednym.   A jak się nie zdąży?!

Bo praca by przeżyć, walka by mieć dach nad głową, by zachować godność przed patriarchalnym światem, zdrowie zachować według możliwości finansowych....
Później, rodzina, dzieci i... coś gdzieś po drodze szlag trafił. Zginęło.

W pierwszej kolejności piękność przeszła obok, później młodość, a o zmysłowości to już nikt nie pamięta. Co to jest? Czy to tuczy?

Tyle, ze zawsze można brać przykład z takiej Grudniówki.

Nikt mi  nie będzie mówił kiedy mam kwitnąć! I co z tego, ze jest Maj!