Naszło mnie i postanowiłam zrobić sobie stolik do ogrodu. Taki podręczny, żeby było gdzie radio postawić i takie tam..
Nagrzebam się w starych deskach, powyciągałam palety, ale z tych ostatnich było tyle pożytku, że służyły jako podpórka do cięcia. Nie dały się zdemontować.
Wracam z młoda z miasta i mowie do niej podekscytowana:
- Paczaj jakie fajne deski zrobiłam!
Młoda zatrzymuje się nad dechami.
- O, paletę zrobiłaś. No, fajna.
Boże! Widzisz i nie grzmisz!
Nacięłam wyrzynarką, naszlifowałam, no i co najważniejsze: opaliłam każdą sztukę by było.... czadowo, a ta mi nie zauważyła mojego prawie dzieła.
Z cztery godziny mi to zajęło, a jeszcze przede mną malowanie i skręcanie.
Na rodzinę zawsze można liczyć. Jeśli się pozna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz